Wprawdzie Święto Niepodległości już dwa tygodnie za nami, ale pisania o różnych sposobach manifestowania swojego patriotyzmu nigdy za wiele.

Echa Święta NiepodległościZacznijmy od dzieci. Jak się okazuje, patriotyzmu w szkole można uczyć nie tylko na np. godzinach wychowawczych, języku polskim czy apelach. Okazją mogą być także zajęcia w ramach… kółka chemicznego. Na jednym z takich niedawnych spotkań w Szkole Podstawowej nr 6 w Szczytnie uczestniczący w nim szóstoklasiści pod wodzą swojej pani nauczycielki przygotowywali swoiste flagi w probówce (fot. 1). Jak tłumaczy nam prowadząca zajęcia pani Julita Kubiaczyk, wystarczy umieścić w tym walcowatym naczynku ciecze różniące się gęstością oraz barwą i uzyskujemy patriotyczny efekt (fot. 2). Koło nosi nazwę „Szalone probówki”, ale pomysł, by na zajęciach z chemii wspominać o narodowym święcie, absolutnie szalony nie jest.

Inny sposób na manifestowanie swoich przekonań i uczuć znalazł znany zapewne wielu Czytelnikom „Kurka” pan Robert Żbikowski, emerytowany nauczyciel historii ze Szczytna. W piątek 11 listopada był w Warszawie, by uczestniczyć w organizowanym tam Marszu Niepodległości (pierwszy z lewej na fot. 3) , chyba największym polskim zgromadzeniu związanym z naszym narodowym świętem. Pan Robert oczywiście nie omieszkał zabrać ze sobą najświeższego (wówczas) numeru „Kurka”. Warszawski marsz ma trasę liczącą ok. 3,5 km, czyli mniej więcej trzy razy dłuższą od tego szczycieńskiego. Liczba uczestników jest jednak nieporównywalna. Trudno też porównać emocje towarzyszące obu marszom. Warszawski Marsz Niepodległości wzbudza u niektórych kontrowersje, trudno jednak zarzucić znacznej części uczestników brak energii. Przemarszowi towarzyszą śpiewy, wznoszenie haseł, transparenty. U nas swego czasu istniała miejska orkiestra dęta miejska, która uświetniała uroczystości. Od lat mamy jednak na ogół coś w rodzaju mało radosnego marszu milczenia, bez choćby odrobiny pozytywnego hałasu.

 

ZIMOWE PRELUDIUM

Półtora tygodnia temu mieliśmy jeszcze nadspodziewanie ciepłą aurę, umożliwiającą zbieranie grzybów czy posiedzenie sobie w ogródku. Minęło kilka dni i… zrobiło się biało. Ostatni piątek przywitał nas całkiem niezłą zadymką i nikt nie powie, że w listopadzie śnieg mamy tylko w górach. W sobotni poranek zapobiegliwie posypano w Szczytnie drogi i chodniki, nawet w tych mniej uczęszczanych miejscach (fot. 4). Niektórzy włożyli ocieplacze nawet na swoje pieski, by te łatwiej znosiły lekko ujemne temperatury. Rzadziej podobne wdzianka widujemy na kotach. Gdy w sobotę wyjechaliśmy na krótko na przedmieścia Szczytna, przyjrzeliśmy się przypadkowo napotkanemu mruczkowi (fot. 5), by zobaczyć, jak na niego zadziałały nowe warunki atmosferyczne. Ten dokonał porannej toalety, wytarzał się w delikatnej jeszcze śnieżnej pierzynce i – jak to kot – ruszył swoimi drogami…

Zima to nie tylko śnieg, ale również lód. Najwięcej mamy go na razie w centrum Szczytna, o czym informuje jeden z napisów (fot. 6). Tak co najmniej interpretuje to jeden z naszych Czytelników, który dostrzegł pewną dziwność miejsca, w którym umieszczono informację o lokalu do wynajęcia.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.